Resort edukacji oszacował koszt podwyżek dla nauczycieli - wyliczył, że pochłonie to 1,926 mln zł.

Większość, bo 1.166 mln zł, pokryje subwencja oświatowa. Reszta ma pochodzić z oszczędności uzyskanych dzięki ograniczeniu uprawnień pedagogów -  126 mln zł z likwidacji dodatków mieszkaniowych,  pozostałe środki m.in. z uszczelnienia systemu urlopów dla poratowania zdrowia.

Te ostatnie szacunki kwestiuje Związek Miast Polskich, który wylicza, że zabraknie 600 mln zł.

- Mamy twarde dowody na to, że to założenie dotyczące oszczędności w tych pozycjach jest szacunkiem fałszywym. Na przykład nie zaoszczędzimy 68 mln zł na urlopach dla poratowania zdrowia, bo mamy już 887 nauczycieli na 30 września, więcej niż w latach poprzednich. Te 600 milionów zostało źle wyliczone. Nie oszczędzamy wcale na zmianach, a w niektórych przypadkach będziemy nawet dopłacać – mówi Marek Wójcik, pełnomocnik zarządu ZMP ds. legislacyjnych.

W połowie maja samorządowcy spotkają się z MEN i przedyskutują te sprawę, opierając się na aktualnych danych. ZMP podkreśla, że nie wyrazi zgody, by braki pokryto z rezerwy subwencji oświatowej.

O komentarz poprosiliśmy Marka Olszewskiego, prezesa Związku Gmin Wiejskich. Podkreśla on, że koszty podwyżek i ewentualne niedoszacowanie środków na ten cel, należałoby wyliczyć odrębnie dla każdej jednostki samorządu terytorialnego.

Zauważa, że problematyczne bywa powiązanie wysokości subwencji z liczbą uczniów - tych ubywa, a niekoniecznie idzie za tym ograniczenie liczby nauczycieli, a koszt ich zatrudnienia również finansuje się z subwencji.

Marek Olszewski przyznaje, że resort edukacji faktycznie przeszacował oszędności z ograniczenia nauczycielskich uprawnień, zwłaszcza jeśli chodzi o urlopy dla poratowania zdrowia - jego zdaniem de facto samorządy zyskały jedynie na ograniczeniu dodatków mieszkaniowych.

Zalewska: Nauczyciele dostali podwyżki, nie ma powodów do protestu>>

Meblowanie szkolnej demokracji Maria Dudzikowa Polecamy:  Meblowanie szkolnej demokracji>>