IV Kongres Edukacja i Rozwój odbędzie się w dniach 19-20 października w Warszawie. Jednym z prelegentów będzie Tomasz Garstka, autor książki "Psychopedagogiczne mity. Jak zachować naukowy sceptycyzm w edukacji i wychowaniu?".

Jego wykład będzie miał tytuł: "Mity na temat uczenia się  - czyli na jakie formy doskonalenia nie warto wydawać pieniędzy"
O poglądy na temat popularnych koncepcji naukowych oraz na zawód nauczyciela pytały autora Małgorzata Pomianowska i Małgorzata Stańczyk "O szkole od nowa. Rozmowy o edukacji".

Co sprawia, że różne pseudonaukowe koncepcje są wciąż tak popularne?
Powodów jest parę. Pierwszy z nich to autorytety lub osoby, które stawiają się w pozycji autorytetów. Ben Goldacre – lekarz, który jest równocześnie popularyzatorem nauki i „obalaczem” mitów, w książce pod tytułem Lekarze, naukowcy, szarlatani  napisał, że niewiele jest takich bzdur, które nie znalazłyby poparcia u autorytetu naukowego, i podaje przykłady potwierdzające tę tezę. Kolejnym powodem jest to, że w świecie mediów jako naukowe przedstawiane są koncepcje, teorie i praktyki, które nie muszą mieć naukowego uzasadnienia. Liczy się zaciekawienie, które przekłada się na sprzedaż. Często nieprzygotowani merytorycznie dziennikarze powielają, promują niepotwierdzone, niezweryfikowane informacje, nie dociekają prawdy.

Nagroda czytelników dla książki Tomasza Garstki "Psychopedagogiczne mity">>

Możesz podać przykłady takich koncepcji w edukacji?
Na przykład jedna z najbardziej popularnych bezpodstawnych teorii: koncepcja stylów uczenia się. Pewnie każdy z nas czuje się „wzrokowcem”, „słuchowcem” albo nawet „kinestetykiem”. Tymczasem są to jedynie wzrokowe lub słuchowe preferencje, nieprzekładające się na wyniki uczenia się.

Trudno tu nie wspomnieć o rzekomych profilach osób, które charakteryzuje dany styl. Nie opierają się one na wynikach badań i są momentami po prostu śmieszne. A są opisywane w książkach dla nauczycieli i w materiałach szkoleniowych. Oszczędzę autorów i nie przytoczę ich nazwisk, ale piszą oni na przykład, że „wzrokowiec” ładnie pisze i lepiej pamięta kolor książki niż jej tytuł, „słuchowiec” kiedy się nudzi, to nuci pod nosem, a „kinestetyk” podnosi rękę, nawet jak nie zna odpowiedzi na pytanie, byle się poruszać.

Coś wydaje się nam zgodne z naszą intuicją, więc prawdziwe, a do tego tak łatwe do rozpoznania, a więc użyteczne. Tymczasem nie ma dowodów ani na neuronalne podłoże takich stylów uczenia się, ani na to, że dopasowanie nauczania do rzekomego stylu uczenia się poprawia wyniki ucznia.

Wzrokowiec czy słuchowiec? Diagnoza stylów uczenia to kolejny mit>>